grudzień 2022

Pokłosie edukacji robotów

Rewolucja internetowa, która na dobre zaczęła się na przełomie lat 90′ i 2000′, sprawiła, że do debaty publicznej zostali dopuszczeni ludzie, którzy wcześniej byli tylko odbiorcami tradycyjnych mediów: gazet, radia i telewizji. Do tamtej pory, ludzie mieli wrażenie, że ci na górze muszą więcej wiedzieć, być specjalistami. Uczelnie i elity polityczne były bardziej hermetyczne i ludzie nie mieli świadomości jak cienka, a zarazem gruba granica jest między nimi a elitami. Cienka, ponieważ mamy, jako ludzie, tendencję do idealizowania ludzi na świeczniku. Wydawało się, że mądrze gadający facet w okularach w telewizji, musi być naprawdę o niebo mądrzejszy i powinien mieć lepsze wyczucie tego, co się wokół dzieje. Wraz z rewolucją internetu, okazało się, że elity polityczne to tacy sami ludzie, z takimi samymi problemami, a czasami ich mądre słowa to tylko demagogia i ukrywanie ich własnej niewiedzy. Ludzie zaczęli sobie zdawać sprawę, że wcale nie są rządzeni przez jakichś półbogów, ale na górze są inni zwykli ludzie. Co więcej, interaktywność nowych mediów sprawiła, że konsumenci mogli dać natychmiastowy feedback twórcom. Doprowadziło to do tabloidyzacji niemal wszystkich serwisów informacyjnych. Zawód dziennikarza przestał być elitarnym, a sami dziennikarze z szanowanych i odważnych poszukiwaczy prawdy, stali się copywriterami, sprzedającymi, to co jest najchętniej kupowane: strach, kuriozum i sensacja.
Jednocześnie jednak granica ta stała się zbyt cienka. Prawdziwa wiedza ekspercka to bardzo kruche zjawisko. Trzeba latami trenować umysł do krytycznego myślenia, przezwyciężania wszelkiego rodzaju heurystyk, jakimi jest obarczony ludzki umysł i ciągłego kwestionowania wszystkiego naokoło. Prawdziwy naukowiec ciągle wystawia się na krytykę swojego środowiska i ciągłe sprawdza i recenzuje prace swoich kolegów. Ten długi i żmudny trening powoduje, że prawdziwy ekspert nie ulega złudzeniu, że może zrozumieć złożoność świata, przez co jest ostrożny w formułowaniu sądów. Jego wiedza jednak jest bezcenna. Niestety szerokiej publice, która dostała się do debaty publicznej, nagle zaczęło się wydawać, że naukowcy są jak politycy. Skorumpowani, zakłamani i tak naprawdę niczego nie potrafią, poza cytowaniem się nawzajem i ciągłymi jałowymi dyskusjami. Okazało się, że zawsze znajdzie się jakiś profesor, który obali dowolny konsensus naukowy swoją książką. Książka ta dzięki internetowi służy następnie jako poparcie nowej tezy. Na pierwszy rzut oka, dla człowieka bez podstawowego przygotowania krytycznego, inżynier Ziemba jest nie do odróżnienia od profesora wirusologii. Co więcej, inżynier Ziemba krzyczy głośniej, lepiej sprzedaje i ma za sobą grupę gorących bezkrytycznych zwolenników, podczas gdy profesor siedzi nad badaniami, nie ma pojęcia o marketingu, a wokół ma krytycznie myślących towarzyszy poszukiwania prawdy, wciąż próbujących znaleźć dziury w jego rozumowaniu.

https://pics.me.me/in-tn-an-inconvenient-truth-a-reassuring-lie-renne-s-9769895.png


To wszystko jest wynikiem procesu, który nazywam intelektualizowaniem się szerokich mas. Proces ten sam w sobie jest pozytywny i wciąż wierzę w to, że może wyjść wszystkim na dobre, ale warunkiem tego jest odpowiednia edukacja. Niestety masy nie posiadają aparatu krytycznego myślenia i ochoczo przyklaskują wszystkiemu, co ma pozory naukowego żargonu, a jest zgodne z ich „zdrowym rozsądkiem” jako kolejną objawioną prawdę. W efekcie głosy ludzi nauki giną w ciżbie konspiracyjnych wulgarnych teorii. Pisząc o edukacji, mam na myśli naukę logiki, zdobywanie umiejętności filtrowania, kwestionowania i przyswajania informacji. Poszerzanie horyzontów i umiejętności skupienia się nad czymś dłuższym niż tekst z Twittera lub film na TikToku. Niestety nasz system edukacji wciąż trenuje dzieci do bezkrytycznego zapamiętywania bezużytecznych informacji, ucząc je, że system nie wymaga logiki, że najlepiej być posłusznym, nie zadawać pytań i wkuwać to, co jest w podręczniku. Tak wytrenowany umysł jest potem bezradny wobec dżungli pełnej informacyjnych drapieżników. Piszę o systemie, a nie o ludziach, ponieważ pojedynczy nauczyciele, próbujący wprowadzić świeży powiew do zmurszałych murów pruskiej twierdzy, niewiele zmienią, chociaż są na wagę złota.
Niestety politycy zauważyli ten trend i zdali sobie sprawę, że rosnąca masa pretendentów do bycia doinformowanym, ale będących produktem bismarckowskiego systemu edukacji zwolenników szybkich rozwiązań na intelektualne skróty, stanowi świetny elektorat, który z racji swojego intelektualnego lenistwa, oraz braku narzędzi krytycznego myślenia, jest łatwy do zmanipulowania. Właściwie można ten związek określić jako symbiozę. Politycy utwierdzają wyborców w ich racjach i „interesach”, dając im poczucie słuszności, a w zamian dostają głosy i „mandat demokratyczny”, który uprawnia ich do demolowania kruchych instytucji prawa i pluralizmu. To, nawiasem mówiąc, również jest pokłosie wulgarnego rozumienia demokracji. Skoro wola suwerena jest nadrzędna, to wybrani politycy nie muszą się liczyć z instytucjami prawa, konstytucji, trójpodziału władzy. Wszak suweren ich wybrał, suweren zdecydował. Doraźne rozporządzenia mają większą moc niż konstytucja, a decyzje „drużyny wodza” stoją ponad wszelkim prawem.
Coraz wyraźniej widać, że w wielu kwestiach zbliżamy się do decydującego momentu, a w niektórych już przekroczyliśmy barierki ochronne i balansujemy nad przepaścią. Wolne medium, jakim miał być internet, stał się pastwiskiem, na którym żerują medialne korporacje, u których rządy kupują odpowiednie opinie, lub je wprost produkują za publiczne pieniądze. Ostoja rozumu, jaką były instytucje naukowe, jest niczym oblężona twierdza, atakowana i podgryzana ze wszystkich stron. Największe wartości demokracji i wolnej debaty, prowadzą zwykle do kruchego stanu równowagi, który wydaje się wiecznym kryzysem. Przez zwolenników władzy silnej ręki, jest to przedstawiane jako słabość i przeciwstawiane sile grupy, jedności narodowej.
Co będzie dalej? Czy proces intelektualizacji społeczeństwa będzie prowadził dalej, do polepszenia jakości debaty, czy wręcz przeciwnie, debata będzie zataczać coraz niższe kręgi, będąc pożywką dla populistów i obrońców chłopskiego rozumu u władzy?